Rozdział 1
Nareszcie po trzech godzinach pakowania, zasunęłam suwak od napchanej po brzegi walizki. Nie było to jednak takie proste jakby się wydawało. Żeby ją zamknąć musiałam na niej usiąść i aż się dziwię, że nie pękła. Kiedy podnosiłam się z podłogi do pokoju weszła moja mama.M: Gotowa skarbie?
C: Tak, tylko jeszcze zniosę walizki na dół i możemy jechać.
M: Tata to zrobi, a teraz chodź przekąsisz coś przed podróżą. - uśmiechnęłam się ,chociaż wcale nie było mi do śmiechu. Zapytacie czemu? Przecież każdy cieszyłby się z wyjazdu do Londynu. Owszem trochę się cieszę, że jadę do nowej szkoły, która ponoć jest jedną z najlepszych szkół w Anglii. Jednak jest coś co mnie przytłacza, ale nie mogę zinterpretować co to takiego. Może to, że opuszczam swoje rodzinne Mullingar? Albo to, że rozstaje się z rodzicami? Nie wiem. Wiem jednak, że na sama myśl o nowych ludziach, których tam poznam i z którymi będę spędzała większość mojego czasu, przechodzą mnie po plecach lekkie ciarki. Nigdy nie byłam śmiałą i spontanicznie podchodząca do życia osobą. Z reguły byłam skryta. Nie chodzi o to, że boję się nowych znajomości. Chodzi o to, co mogą one przynieść.
M: Jesteś jakaś zamyślona. To przez ten wyjazd? - kobieta zadając mi pytanie postawiła zgrabnie talerz z kanapkami na stół.
C: Czy ja wiem? Może trochę.
M: Córeczko, jestem tego świadoma, że masz nam za złe o wysyłanie cię samą w nowe, zupełnie obce miejsce..
C: Nie! To nie o to chodzi mamo.
M: A więc o co?
C: To będzie dla mnie nowe doświadczenia. Zastanawiam się jak mnie tam przyjmą i czy znajdą się osoby, z którymi będę mogła się zaprzyjaźnić. - powiedziałam ze smutną miną.
M: Nie martw się Carrie, będzie dobrze. - poklepała mnie po plecach i ucałowała czule w głowę.
T : To jak? Gotowe? - ojciec zapytał się nas, kiedy postawił walizki przy wejściu.
C: No na to wygląda. - popatrzyłam się na mamę, wstałam z miejsca i włożyłam brudne naczynia do zlewu. Przed wyjazdem przeszłam się jeszcze po pustym domu, wszystko dokładnie ilustrując wzrokiem. Będzie mi tego cholernie brakowało. Pojedyncze łezki zaczęły spływać po moich policzkach, schodząc po schodach delikatnie wytarłam je rękawem swetra. Po niecałych 2 godzinach byłam na lotnisku. Razem z rodzicami weszłam do sporego budynku. Podeszłam do miejsca gdzie sprzedano mi bilety lotnicze. W związku z tym, że miałam już odprawę musiałam pożegnać się z rodzicami. Nim się obejrzałam siedziałam już w samolocie, który zawiezie mnie do Londynu. Podczas lotu zasnęłam i miałam bardzo nietypowy sen. Coś jakby wizja. Chyba jestem chora psychicznie. Moje rozmyślenia przerwał komunikat z prośbą zapięcia pasów.
* Kilka godzin później*

D: Ah witam! - powiedział radośnie - Ty pewnie jesteś nową uczennicą, o ile się nie mylę?
C: Tak. Carrie Stevens.
D: Richard Smith. - podał mi rękę, a następnie pokazał na krzesło, dając mi znak, abym usiadła.- a więc Carrie. Będziesz mieszkała w domu numer 175. Jest tam dwoje opiekunów, pani Ann i pan Teodor. Oni przydzielą ci pokój i objaśnią podstawowe zasady. Jeżeli chodzi o resztę domowników, to będziesz z nimi chodziłam do jednej klasy. Czyli reasumując wszystkich rzeczy związanych z pobytem dowiesz się tam na miejscu. A teraz potrzebuję, żebyś podpisała ta umowę. - mówiąc to podsunął mi pod nos kilkustronowy arkusz.- jeśli się podpiszesz, to zadeklarujesz podjęcie nauki w naszym ośrodku edukacyjnym. - podał mi długopis, a ja podpisałam ten świstek papieru. - To by było na tyle. Mam nadzieję, że będziesz się tu czuła swobodnie. Miłego dnia.
C: Dziękuję i nawzajem. - chwyciłam moją walizkę i ruszyłam w stronę domu, w którym będę mieszkać przez dość długi czas. Wyszłam na zewnątrz i wzrokiem szukałam numeru 175. Jest! Pewnym krokiem szłam w stronę domu. Kiedy przed nim stanęłam, przypomniał mi się ten sen. W nim właśnie stałam przed identycznym budynkiem. Zaczęłam mieć jakieś prorocze myśli, czy jak?

A: Witam , jestem Ann i będę się tobą zajmować w czasie roku szkolnego.
C: Miło cię poznać. Ja jestem Carrie.
A: A tak, tak ja wiem. Dyrektor już mi wszystko powiedział. - nagle po schodach zszedł stary mężczyzna, miał grymas na twarzy i wyglądał, nie powiem, bo dość przerażająco.
A: Zobacz Teodorze. To nasza nowa podopieczna - zwróciła się do niego Ann, uprzednio łapiąc mnie na ramiona. Teodor okrążył mnie dookoła ilustrując na wylot wzrokiem.
T: Ah tak... - jego głos był przerażający jak z horroru. Głęboki i zachrypnięty. - Zajmij się nią i wyjaśnij wszystko. - z przymróżonymi oczami wrócił do swojego, jak podejrzewam, gabinetu.
A: Chodź pomożesz mi nakryć do stołu. Niedługo reszta przyjdzie ze szkoły. - ciepły uśmiech nie schodził jej z twarzy.
C: Opowiesz mi trochę o domownikach?
A: Oczywiście. Mieszka tu piątka chłopców i cztery dziewczyny, znaczy teraz już pięć. Ty będziesz mieszkać w pokoju z Samantą i Scarlet. Bardzo miłe i sympatyczne z nich osóbki.
C: Mam nadzieję, że wszyscy przyjmą mnie z otwartymi rękoma. - przygryzłam lekko dolna wargę z obawą.
A: Na pewno, nie martw się. - kobieta podała mi talerze i sztućce. - Jak skończysz z tymi naczyniami to wróć po szklanki. - rozkładałam rzeczy potrzebne do konsumowania posiłków na stole, rozmyślając przy tym jak będzie to wszystko wyglądać. Ludzie, szkolne życie i tak dalej. Miałam jednak dziwne uczucie, tak jakbym już tu kiedyś była. Z resztą odkąd tu przyjechałam ma dziwne i mieszane uczucia. Nagle usłyszałam otwieranie drzwi i głośny śmiech. Po chwili w salonie pojawiły się dwie dziewczyny. Jedna blondynka druga brunetka z ombre na włosach. Przystanęły na chwilę, a ja niepewnie się uśmiechnęłam co odwzajemniły, uff...
S: Cześć. - podeszłą do mnie jedna z nich i podała rękę. - jestem Sam, a to jest Scarlet. - podeszłą i druga również podając mi dłoń.
Sc: Hej.
C: Cześć, ja jestem Carrie.
Sc: A w sensie nowa. Fajnie cię poznać. Chyba wiesz, że będziesz z nami w pokoju prawda? - uśmiechnęła się pokazując białe ząbki.
C: No jasne i muszę przyznać, że jestem zadowolona. - wszystkie się zaśmiałyśmy i poszłyśmy dopieszczać stół na przybycie reszty.
S: Skąd jesteś?
C: Z Irlandii.
Sc: No proszę, kolejny Irlandczyk w naszym domu.
C: Poważnie?
S: No tak, jest jeszcze jeden chłopak, Niall. Sądzę Car, że przypadniesz mu do gustu - Sam poruszyła zabawnie brwiami, za co uderzyłam ją lekko w ramię.
Po skończonym układaniu na stole, do jadalni weszło pięciu chłopaków. Musze przyznać, że są mega przystojni.
Ch: Siema dziewczyny.
S: Hej.
Sc: Siems.
H: A kim jest ta piękna nowa istota? -odezwał się chłopak w lokach, przez co się lekko zarumieniłam.
Sc: To jest Carrie i będzie z nami mieszkać. - uśmiechnęła się. Cała piątka do mnie podeszła i się przedstawiła podając mi rękę.
H: Harry.
Z: Jestem Zayn.
L: Ja Liam.
L: Louis, dla przyjaciół Lou.
N: Niall. - spojrzałam w lazurowe oczy blondyna i utonęłam w nich. Morska głębia, która się tam kryła, opętała mnie doszczętnie. Chłopak uśmiechnął się do mnie, a ja otrząsnęłam się i odwzajemniłam gest.
S: Niall, wiesz, że nasza nowa koleżanka pochodzi z Irlandii?
N: Na serio?
C: Tak. Z jakiego miasta jesteś?
N: Mullingar.
C: Ja też.
Z: O jak słodko. - powiedział mulat całując Scarlet w policzek. Po tym wywnioskowałam, że są parą.
L: No Niall doczekał się pokrewnej duszy. - zaśmialiśmy się, ale tą chwile przerwały nam dwie dziewczyny wchodzące do pomieszczenia. Pierwsza z farbowanymi na ciemno włosami nie wyglądała na przyjemną. Natomiast druga, wydawała się być miła.
M: Cześć. Melanie jestem. - jasna brunetka uśmiechnęła się do mnie, natomiast druga z dziewczyn
wyminęła mnie.
C: Carrie.
Li: Jasmine, może byś się przywitała. - naglił ją Liam. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem i od niechcenia wydała z siebie dźwięk.
J: Witaj nowa, jestem Jasmine. - z bliska można było dostrzec jej kolczyk w nosie. Zrobiła zadziorny uśmieszek i usiadła do stołu, a inni wraz ze mną ruszyli w jej ślady. Usiadłam pomiędzy Scarlet i Sam, a naprzeciwko mnie siedział Niall. Musze przyznać, że spodobał mi się ten chłopak. Rozmowa podczas podwieczorku bardzo dobrze nam się kleiła. Opowiedziałam im trochę o sobie, o rodzicach, jednak nie napomknęłam, że jestem adoptowana, bo niby po co maja to wiedzieć? Oni opowiedzieli mi trochę o sobie. Nie raz przyłapałam Nialla jak się na mnie ukradkiem patrzył. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem ,a następnie spojrzałam, na Jasmine, która najwyraźniej nie była zadowolona z tego, że zainteresowałam się blondynem. Czyżby byli parą?
*Oczami Nialla*
Carrie, Carrie, Carrie. to imię i osoba, która je nosi pozostaną w mojej głowie na bardzo długo. Ona była taka urocza. To jak się zawstydza, jak się śmieje. Jej głos jest taki delikatny i melodyjny. No Horan, chyba zakochałeś się w nowej. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, wiedziałem jednak, że jej się to podobało, bo się uśmiechała. Matko, co ona ze mną robi.
*Oczami Jasmine*
Co ta dziwka sobie myśli. Jest nowa i uważa, że wszystko jej wolno!? No chyba ją posrało. Nie pozwolę, żeby moje próby zdobycia Horana poszły na marne. O nie skarbie.
*Oczami Carrie*
Razem z dziewczynami posprzątałyśmy po posiłku, a następnie wzięłam swoje torby i zaniosłam do pokoju. Ku mojemu zaskoczeniu pokój był naprawdę ładny.
S: T jest twoje łóżko. - dziewczyna wskazała na mebel w rogu. Po lewej niedaleko ode mnie stało łóżko Scarlet, a na przeciwko niego stało Sam. Dość przytulne miejsce.
Sc: Czuj się jak u siebie.

C: Dzięki dziewczyny. Jestem tu od 2 godzin a czuję się jakbym była od co najmniej paru lat. - przytuliłam je do siebie.
Po niespełna 30 minutach byłam rozpakowana. Następnie z dziewczynami poszłyśmy się ogarnąć. Przebrałam się w krótkie spodenki i bluzkę, w której będę spać.
S: Ej chodźmy jeszcze po coś do picia zanim będzie 22.
Sc: O! Dobry pomysł.
C:A to już po 22 nie można z pokoju wychodzić, czy jak?
S: No, bo tak jest.
Sc: Sama zobaczysz. Ten cały Teodor jest naprawdę stuknięty.
S: Uwierz nam, wszyscy się go boją. No może poza Jasmine, bo ona jest tak samo straszna jak on. - wybuchłam głośnym śmiechem, a dziewczyny razem ze mną. Można powiedzieć, że zaprzyjaźniłyśmy się przez te kilka godzin. Niespodziewanie z dołu usłyszałam głos Teodora.
T: Za pięć minut chcę usłyszeć jak upada szpilka! - i rzucił ja na podłogę. Wiem, bo wszyscy jakby nagle ucichli, a maleńka główka metalu wydała z siebie charakterystyczny dźwięk. Wszystkie trzy usadowiłyśmy się w łóżkach i zaczęłyśmy rozmawiać.
C: On jest naprawdę dziwny, ale pomijając jego, opowiedzcie mi coś o ludziach z tego domu.
S: Myślałam, że wszystkiego dowiedziałaś się przy podwieczorku?
C: No tak, ale jacy oni są?
Sc: Cóż wszyscy są mili, z wyjątkiem Jasmine. Na serio uważaj na nią.
S: Posłuchaj się Car. Jasmine jest córką Johna McGowana, który między innymi jest sponsorem naszej szkoły. Ona może bardzo dużo.
C: Hmm...Uważam, że to trochę nie fair, bo jest specjalnie traktowana tylko dlatego, że jest córką McGowana.
Sc: Każdy tak uważa. A no i oczywiście, zawsze dostaje to co chce i kogo chce.
C: Strach się bać normalnie.
S: To i tak za mało powiedziane. - prowadziłyśmy żywą konwersację przez jeszcze jakieś pół godziny, po czym spokojnie odpłynęłyśmy do krainy Morfeusza.
*Rano*
N: O Matko przepraszam, nie zauważyłem cię. - powiedział zakłopotany, na co ja wybuchłam wielkim śmiechem.
C: Nic się nie stało, ja też powinnam uważać jak chodzę. - spojrzałam mu się w oczy. Irlandczyk uśmiechnął się do mnie z wzajemnością. Staliśmy tak przez kilka minut i stalibyśmy dłużej, gdyby nie pewna osoba, a mianowicie Jasmine. W jej oczach, aż było widać paląca zazdrość. Ale chwilunia? Zazdrość o Nialla? Dziewczyny mi powiedziały, że ta ona jest jak taka typowa zimna suka. Wychacza na swojej liście każdego ze szkolnych chłopaków. Rozkochuje ich w sobie, po czym daje im kosza, by zabrać się za następną zdobycz. Widać uroiło jej się, że Nialler będzie kolejnym, który ma się za nią uganiać. Dobre sobie.
J: No proszę, kogo my tu mamy. Nowa i Niall. Czy nie uważasz, że nie warto na nią tracić czasu? - zwróciła się do chłopaka.
N: Nie, nie uważam. Wręcz przeciwnie. - dyskusję przerwał ciepły głos Ann, która wzywała nas na śniadanie. Natychmiastowo, cała dziesiątka zebrała się w jadalni, śliniąc się na widok naleśników. Z kuchni można było usłyszeć odgłosy porannego radia. Przez całe śniadanie, Jasmin wlepiała we mnie oczy z taka złością i zemstą.
H: Mmm.. to było pyszne. - skomentował Harry, z czym wszyscy się zgodzili. Od razu po posiłku w towarzystwie dziewczyn, poszłam po moją torbę, w której miałam wszystkie książki, gdyż musze je dzisiaj włożyć do szafki. W drodze do szkoły Sam i Scarlet wyjaśniły mi co i jak.
*W szkole*
Stanęłam na przeciw mojej szafki. Powoli, ale pewnie układałam w niej każdą książkę. Już po wykonaniu niezbędnych czynności, ruszyłam pod sale z numerem 16, tam będziemy odbywać lekcję angielskiego, razem z nasza wychowawczynią , panną Meredith Gray.
S: No i jak ci się podoba szkoła? - dziewczyna spytała się mnie, gdy zaszłam pod klasę.
C: Jak na razie okej.
Sc: Tylko okej? Przecież to najlepsza szkoła w całej Anglii. - Scarlet sparodiowała dyrektora, robiąc przy tym dzióbek z ust. Nie powiem, było śmieszne. Nagle pod drzwi podeszłą niewysoka blondynka. To chyba panna Meredith. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i odkluczyła drzwi. Natychmiastowo uderzył we mnie zapach drewnianych ławek i kredy.
S: Chodź, usiądziesz ze mną. - blondynka pociągnęła mnie za rękaw. Usadowiłyśmy się w przedostatniej ławce w rzędzie pod oknem. Obok, w środkowym, siedziała Scarlet wraz z Zaynem. Za nami natomiast siedział Niall z Harrym. Wracając do lekcji, nauczycielka nakreśliła na tablicy temat, po czy odwróciła się do nas przodem.
M: Dzień dobry klaso. - wszyscy odpowiedzieli jej równo zgranym chórem. - Jak już zapewne wiecie do naszej klasy zawitała nowa uczennica. Carrie pokaż się. - kobieta wskazała na mnie ręką, a ja posłusznie wstałam. - Mam nadzieje, że przyjmiecie ją dosyć stosownie. - powiedziała i się do mnie uśmiechnęła. Chwile później zaczęła się lekcja, która była całkiem ciekawa. Chyba jestem zadowolona z wychowawczyni. Lekcje mijały mi dosyć szybko, a więc nadszedł czas na lunch. Stałam przed szafka i wyjmowałam z niej książki, po czym wkładałam je do torby. Kiedy zakończyłam tą czynność odwróciłam się z zamiarem udania się na stołówkę, jednak coś mi przeszkodziło. Znaczy nie coś, a ktoś, czyli Niall. Znowu na mnie wpadł w skutek czego książki, które trzymałam w ręku, znalazły się na podłodze. Schyliłam się, w celu podniesienia upuszczonych rzeczy, kiedy nagle poczułam rękę blondyna na swojej. Podnieśliśmy głowy w tym samym czasie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Powoli nasze twarze, zaczęły zmniejszać odległość od siebie. Moje serce wybijało nierówny rytm, kiedy nagle tą uroczą chwilę przerwał nam dzwonek. Speszona wstałam z podłogi, a Niall podał mi książkę, która zdążył wziąć. Dostrzegłam na jego policzkach lekkie rumieńce.
C: Dziękuję.
N: Nie ma za co. A no i przepraszam, że znów na ciebie wpadłem. - niesfornie przeczesał dłonią włosy.
C: Nie szkodzi.
N: Em idziesz na lunch? - spytał z usmiechem.
C: Yhym.
N: A chcesz usiąść ze mną, z chłopakami, Sam i Scarlet?
C: Zgoda. - uśmiechnęliśmy się i wspólnie ruszyliśmy do stołówki.
*Oczami Jasmine*
Szłam sobie korytarze z Melanie, kiedy zobaczyłam Nialla i tą nową niezdarę. Jak ona mi cholernie działa na nerwy. Nagle zobaczyłam jak sie przystawia do Horana. No tego już za wiele. Popamiętasz mnie skarbie, oj popamiętasz.
*Oczami Carrie*
Siedziałam w towarzystwie chłopaków i dziewczyn. Natychmiastowo zauważyłam Jasmine idącą w naszą stronę.
S: O oł idą kłopoty.
J: No witam. - powiedziała zadziornie się uśmiechając.
Z: Po co tu przyszłaś?
J: Oh Zayn nie ładnie tak kogoś wypraszać. Po za tym, mam sprawę do nowej.
N: Ona ma imię.
J: Jak dla mnie jesteś zwykłą zdzirą. - zwróciła się do mnie.
C: Na jakiej podstawie tak twierdzisz?

C: K-kim j-jesteś? - spytałam z przerażeniem.
Z: A więc to ty.
C: Ja? Ale jak to ja?
Z: Jesteś wybraną.
C: Kim?
Z: To medalion...
C: On nie jest mój! Ja go tylko znalazłam. Proszę oddaję ci go! - przerwałam jej podając medalion, jednak ona odsunęła ręce.
Z: Nie mogę go wziąć. To nie ty go znalazłaś, lecz on ciebie. Nareszcie jest ktoś kto zapewni spokój naszym duszom. - powiedziała jakby do siebie, zbliżając się do mnie na niebezpieczną odległość. Odsunęłam się jednak uniemożliwił mi to żywopłot znajdujący się za mną.
C: O co tu chodzi?!
Z: Jesteś wybraną
C: To już jakby wiem, ale co to znaczy?
Z: Ten medalion, należał do twojego pradziadka, Aragorna Wembleya. Założył tą szkołę, jednak zostawił tu coś niezwykłego, a zarazem niebezpiecznego. Kielich, który daje życie wieczne. Twoim przeznaczeniem jest go odnaleźć i zniszczyć, bo jeśli wpadnie w niepowołane ręce, to świat przestanie istnieć.
C: Co? To na pewno nie ja! To na pewno pomyłka!
Z: Medalion nigdy się nie myli. Twój pradziadek mnie z nim połączył. Mam cię chronić i pomóc.
C: Dobrze, załóżmy, że to ja. No i co mam zrobić? Jak go odnaleźć?
Z: Dom ci pomoże. Kielich jest gdzieś na terenie tej szkoły. Aragorn, zostawił wskazówki, które maja ułatwić dotarcie do skarbu. Medalion jest kluczem, więc otwórz go. - niepewnie otworzyłam ową rzecz a w środku ukazały mi się drobne literki, z których wyczytałam ' Podpowiedź w obrazie świata się kryje, odszukać ją trzeba nim dzwon dwukrotnie zabije.'
C: Co to znaczy?
Z: To jest podpowiedź. Nie umiem jej wytłumaczyć , sama musisz do tego dotrzeć. Lecz pamiętaj na każdą zagadkę jest określony czas. A teraz załóż medalion i nie zdejmuj go. - zrobiłam to, co mi nakazała. Jednak zaraz tego pożałowałam. Natychmiast poczułam zawroty głowy i pieczenie w jednym punkcie na ramieniu.
C: Ała! - podwinęłam rękaw i ujrzałam liczbę 304- Co to jest?!
Z: Znamię, pokazuje ile masz dni na odnalezienie Kielicha Aragorna. Z każdym dniem będzie ubywało jednej liczby. Śpiesz się. - powoli zaczęła odchodzić, ale w ostatniej chwili odwróciła się do mnie. - Pamiętaj, jeśli ktoś z zewnątrz cię rozszyfruje, to on także zostanie naznaczony.
C: A co jeśli nie znajdę tego Kielicha w odpowiednim czasie?
Z: Osoby naznaczone będą musiały oddać swoje dusze medalionowi. Czas ucieka, bądź gotowa na wszystko. - powiedziała i rozpłynęła się w powietrzu. Niepewnie spojrzałam na medalion. Byłam przerażona tym wszystkim, ale wiedziałam, że musze temu podołać i przede wszystkim nie dopuścić do tego, aby kogoś narazić na niebezpieczeństwo.